Na rowerze do morza? Czemu nie?
Ale czy to musi znowu być Bałtyk? Zdecydowanie nie!
Spod Ochodzitej w Koniakowie wypływa rzeczka Czadeczka, płynie sobie ona do Kysucy, a następnie Wagu, Dunaju i w końcu do Morza Czarnego. Taką właśnie trasę pokonaliśmy na rowerach razem z kolegą Michałem. Na rowerach też wracaliśmy, ale już trochę inną drogą.
W sumie przejechaliśmy prawie 3400 km i odwiedziliśmy 10 państw. Po drodze to o mało nie skradziono nam rowerów, to znowu w czasie nocy w parku zaatakowały nas automatyczne podlewaczki do trawy. W Serbii podążaliśmy za huraganem, który wyprzedzając nas o kilkadziesiąt godzin zaznaczył swoją obecność połamanymi drzewami i pozrywanymi dachami, a w Ukrainie przeżyliśmy największe bombardowanie Lwowa jakie miało miejsce od początku wojny. Czasem nie było gdzie spać i wtedy zdarzało się np. przejechać 274 km w ciągu 24 godzin. Czasem znowu tak nas ugoszczono, że zamiast jechać dalej zostawaliśmy na kolejną noc.
Po drodze mieliśmy mnóstwo przygód, a nieraz trzeba było znaleźć odpowiedzi na trudne pytania: Jak jechać dalej skoro jedyny most na trasie został wysadzony? Jak na rowerze ominąć pole minowe? Brzmi trochę ekstremalnie, prawda? Były też bardziej przyziemne problemy. Dlaczego miejsce idealne na nocleg nie jest przez nikogo zajęte, mimo iż dookoła pełno turystów?
Jeżeli jesteście ciekawi odpowiedzi na te i jeszcze wiele innych pytań? Koniecznie wpadnijcie do halo!Rybnik 24 listopada, a wszystkiego się dowiecie!