Rybnik
Kultura

Pięć biografii nominowanych do nagrody „Juliusz”

Jury X edycji Górnośląskiej Nagrody Literackiej “Juliusz” za najlepszą biografię napisaną w języku polskim w 2024 roku, podczas posiedzenia 13 czerwca, wybrało spośród 15 zakwalifikowanych do półfinału książek, pięć, ich zdaniem, najlepszych.

Są to w porządku alfabetycznym:

  • Beata Guczalska, Konrad Swinarski. Biografia ukryta, Wydawnictwo Literackie
  • Weronika Kostyrko, Róża Luksemburg. Domem moim jest świat, Wydawnictwo Marginesy.
  • Emil Marat, Bratny. Hamlet rozstrzelany, Wydawnictwo Czarne.
  • Justyna Sobolewska, Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej, Wydawnictwo Znak.
  • Monika Śliwińska, Książę. Biografia Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Wydawnictwo Literackie.

W Jury „Juliusza” zasiadają w tym roku profesorowie oraz redaktorki zajmujące się kulturą: prof. Bernadetta Darska (Uniwersytet Warmińsko-Mazurski), red. Katarzyna Janowska (TVP i Onet), prof. Zbigniew Kadłubek (Uniwersytet Śląski), red. Ewa Niewiadomska (Radio Katowice) oraz prof. Tadeusz Sławek – przewodniczący.

Górnośląska Nagroda Literacka „Juliusz” – organizowany przez miasto Rybnik konkurs na najlepszą biografię napisaną i wydaną w Polsce w roku poprzednim - obchodzi w tym roku swoje 10. urodziny. To jedyny tak prestiżowy konkurs literacki o zasięgu ogólnopolskim organizowany na Górnym Śląsku. Stanowi on część Rybnickich Dni Literatury – najstarszego literackiego festiwalu w Polsce. W ciągu 10 lat zyskał renomę i ze względu na znakomite jury, jak i jakość nagradzanych książek – powstające w Polsce biografie są coraz ciekawsze, zróżnicowane formalnie i zaskakujące. I okupują listy największych czytelniczych hitów.

Patronem nagrody jest Juliusz Roger, XIX-wieczny humanista, lekarz i przyrodnik, społecznik, przyjaciel ubogich, etnolog z zamiłowania. Niemiec, który wydał zbiór "Pieśni ludu polskiego w Górnym Szląsku", fundator rybnickiego szpitala. 160 rocznica jego śmierci przypada właśnie w 2025 roku.

W tym roku nagroda dla autorki lub autora najlepszej książki wyniesie 60 tys. złotych i została, jak zwykle, ufundowana przez Prezydenta Miasta Rybnika. Autora/autorkę najlepszej biografii poznamy  11 października podczas uroczystej Gali w Teatrze Ziemi Rybnickiej. Konkursowi  jak zwykle towarzyszyć będą warsztaty dla dorosłych, młodzieży i dzieci, spotkania autorskie, spektakle teatralne, panele i dyskusje.


Oto co jurorki i jurorzy piszą o nominowanych książkach:

Beata Guczalska, Konrad Swinarski. Biografia ukryta, 
Wydawnictwo Literackie

Prof. dr hab. Bernadetta Darska:

Ależ to jest biografia! Beata Guczalska znakomicie planuje opowiadanie o swoim bohaterze. Unika sensacyjności, dobrze punktuje wątpliwości, eksponuje szarość zamiast jednoznaczności bieli i czerni, widzi nie tylko to, co blisko, ale i to, co dalej, łączy wybitność z możliwymi potknięciami. Czyta się tę książkę nie tylko jako wartko napisaną, drobiazgowo udokumentowaną, pełną napięcia i istotnych faktów relację z życia legendarnego reżysera teatralnego, Konrada Swinarskiego, ale także jako zapis ważnego etapu w teatrze, tego momentu, kiedy sztuka odradzała się po wojnie i nie odwracając się od tradycji, szukała takiego sposobu wyrazu, który dobrze rezonowałby we współczesności. Guczalska zdaje się pisać o człowieku, który cały czas był w drodze, nieustannie w pracy, ciągle w twórczym zaangażowaniu, zawsze w sytuacji „pomiędzy”. Tę energię i zmianę udaje się autorce celnie i z dużym talentem pisarskim uchwycić. 

Ewa Niewiadomska:

Książka jest potężną, wielowymiarową charakterystyką jednej z najbardziej wyrazistych postaci polskiej kultury. Autorka wnikliwie opisuje każdy szczegół składający się na legendarną charyzmę Swinarskiego. Ten opis ma subtelne i miękkie odcienie, by za moment zmienić się w lepki koszmar przeżyć artysty i wrażliwca, który nie potrafi zapanować nad plątaniną sprzeczności zajmujących jego głowę. Fascynuje ta, doskonale ujęta przez autorkę, dwoistość natury Swinarskiego. Mamy przed sobą człowieka o nieodpartym uroku, uwodziciela, którego wywody każdorazowo odkrywają nowe karty rzeczywistości. „Postrzegano go jako człowieka naturalnego, pozbawionego wszelkich póz reżysera, bezpośredniego... Miał też dar uwodzenia.”  Niósł w sobie jednocześnie aurę tajemnicy, czegoś nieodgadnionego i niedopowiedzianego. Postrzegał świat jako konglomerat przeciwieństw, który odzwierciedlał się w jego twórczości. Każda teza mierzyła się ze swoją odwrotnością. Pozwalało mu to na sięganie głębi w sztuce teatru, na bardziej wnikliwe niż wcześniejsze, oczytywanie trudnych tekstów. Jego „Dziady” z „Wielką improwizacją”, w wykonaniu Jerzego Treli, pozostają do dziś przebłyskiem geniuszu. 
Umiejętność nurkowania w głębiny literatury i sztuki musiała pozostawać w skomplikowanej relacji z obsesjami i lękami, a także zaburzeniami psychicznymi i chorobami Swinarskiego, które zostały opisane w biografii. 
Książkę czyta się z wdzięcznością za pracę badaczki i jej wnikliwy, spokojny umysł, który podaje nam nie tylko wiarygodny portret człowieka, lecz także wyrazisty fragment historii polskiej kultury. 

 

Weronika Kostyrko, Róża Luksemburg. Domem moim jest świat, 
Wydawnictwo Marginesy

Katarzyna Janowska:

Gorączka Róży Luksemburg. 
Żyła jak świeca, która pali się z obu stron – trafiam na to zdanie w biografii Róży Luksemburg i już jej nie wypuszczam z rąk. Z Różą Luksemburg mieli problem jej współcześni i komuniści, którzy chcieli ją mieć na sztandarach. Nie była ani komunistką, ani socjaldemokratką, pisze Kostyrko, tylko dziewiętnastowieczną socjalistką z carskiej Rosji, która rewolucję traktowała serio. Rewolucjonizm był jej postawą, stosunkiem do świata.
Wszystko było przeciw niej, a najbardziej fakt, że myślała i pisała w poprzek klasyfikacjom i ideom. Przeciwniczka caratu i germanizacji, zakochana w „Panu Tadeuszu”, którego uwielbiała deklamować, pozostawała w ostrym sporze z Józefem Piłsudskim i jego narodowo-wyzwoleńczymi ideami. Uważała, że zmianę granic może przynieść tylko wielka wojna. Nie myliła się. Była idealistką, co biografka, mam wrażenie, z sympatią podkreśla. 
Polemizowała z Leninem. Krytykowała radziecką Rosję za brak demokracji i wolności słowa. Poniosła klęskę, jak to ludzie dotknięci gorączką idealizmu. Weronice Kostyrko udało się wydobyć nieznane fakty z życia bohaterki, uchwycić jej ideowe uwikłanie i komplikacje. Portretuje bohaterkę wielowymiarowo, pisze biografię jak powieść, ale szanując reguły literatury faktu.

Prof. Tadeusz Sławek:

Czytają ją do dzisiaj ekonomiści i filozofowie szukający odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie spełniły się przepowiednie Marksa o nieuchronnym upadku kapitalizmu. 
Ona. Róża Luxemburg: „Kobieta. Z niepełnosprawnością. Zaledwie trzydziestopięcioletnia. Wszechstronnie wykształcona. Żydówka” (s.178). Jest uczoną: wydana w 1913 roku Akumulacja kapitału. Przyczynek do ekonomicznego wyjaśnienia imperializmu wychodzi poza ograniczenia Marksowskiego Kapitału i odbije się szerokim echem w całej Europie.
Dla nas, dzisiaj, najżywsze pozostaje wezwanie do społecznej aktywności jako formy nowoczesnego obywatelstwa. W opublikowanej w 1905 roku broszurze pisała: „Musimy już dziś żyć pełnią obywatelskiego życia: (…) brać czynny udział w życiu publicznym swojej gminy, miasta, państwa (…); nam żyć należy jak ludziom, jak obywatelom” (s.259). Wielokrotnie więziona i internowana dawała przykład osobistej odwagi, ale także rozczarowania partyjnymi utarczkami i frakcyjnymi walkami. Przekonana o konieczności wprowadzania zmiany politycznego systemu „oddolnie”, niestrudzenie polemizowała z Leninem, nie godząc się z jego koncepcją rewolucji zaprogramowanej „odgórnie” i centralnie prowadzonej.
Od 1913 roku prowadziła zielnik, zostawiła po sobie kilkanaście jego zeszytów. Można spytać, czy poszukiwanie uniwersalnego i ontologicznie „demokratycznego”, bo wspólnego wszystkim istotom, bycia, nie było remedium na z zasady rozbitą na różniące się od siebie ugrupowania działalność polityczną. 
Wiedziała, że rewolucja zjada własne dzieci. Kiedy podczas buntu Spartakusa w styczniu 1919 roku armia poparła nowy rząd kanclerza Eberta w zamian za pozwolenie na krwawe stłumienie rewolucji, Karl Liebknecht i Róża Luksemburg zostali aresztowani. Jemu strzelono w plecy, ją najprawdopodobniej zabito uderzeniami kolb karabinów; ciało wrzucono do kanału. 

 

Emil Marat, Bratny. Hamlet rozstrzelany, 
Czarne 

Profesor Zbigniew Kadłubek:

Pewna teza się potwierdza: praktycy biografii piszą coraz doskonalsze biografie, nawet wtedy, gdy w centrum ich zainteresowań stanie postać, z którą sympatyzować niełatwo. Dla mnie pokolenie Kolumbów to pewien znak rozpoznawczy, swoista marka etyczna, nawet jeśli dałem się nabrać. Pragnąłem ujrzeć w Bratnym kogoś ponad kompromisami, kogoś nieustraszonego (kto był przecież nieustraszony, skoro wylądował po Powstaniu Warszawskim w obozie w Łambinowicach). Bratnego układność z władzami PRL-u pozbawiła mnie złudzeń. Marat pomógł mi zrozumieć rozmaite uwikłania. 
Jestem przekonany, że książka autorstwa Marata mogłaby się przyczynić do jakiejś poważnej debaty o polskich dziedzictwach, wielościach dziedzictw, różnych systemów, granic państwowych, wszelkich transformacji śnionych i jawnych. O polskich korzeniach ideowych, mitycznych, relacyjnych. 

Prof. Tadeusz Sławek:

Co jest największym walorem tej książki? Odpowiedziałbym, że sposób, w jaki została przez autora pomyślana – idziemy przez historię życia Bratnego z jego książkami w ręku, bowiem każdy historyczny fakt zostaje przedstawiony również w przełożeniu na prozę autora “Kolumbów”, właściwie niestrudzenie przywołującego, choć w różnych przebraniach, wydarzenia z własnej biografii i biografii kolegów i przyjaciół. A że życie miał długie (dożył bodaj 96 lat), a twórczość przebogatą (lista książek i publikacji obejmuje 2 strony drobnego druku – samej prozy 53 tomy!), przeto decyzja Emila Marata okazała się w pełni skuteczna: przeplot historii i fikcji.
Ale przecież, jak udowadnia autor, „fikcja bywa prawdziwa” (s.56); a gdy brat Bratnego, Andrzej Mularczyk, powie krytycznie o jednej z książek brata, że „to wszystko prawda wymieszana z fikcją. Za bardzo wymieszana”, Emil Marat zacznie się zastanawiać, co „jednak może znaczyć ‘za bardzo’?”.
„Za bardzo” dobrze ujmuje dylemat biografisty, który przecież co rusz doświadcza luk i braków w materiałach.
Z tej wędrówki wyłania się znakomity wizerunek epoki przedstawionej tak, że znaczące wydarzenia historyczne przeglądają się w indywidualnych losach ludzi często, jak sam Bratny, zagubionych między wersjami samych siebie. Wszak to bohater AKowski, ale i urzeczony komunizmem konformista, ktoś, kto stworzył mityczną opowieść (“Kolumbowie”), z której potem usiłował się wywikłać, dusza towarzystwa, lecz ostatecznie po 1989 roku „zostali przy Bratnym nieliczni”. Ostatecznie „jego wcielenia nie były spójne”, ale ta biografia doskonale pokazuje ich różnorodność. Jest spójnie artystyczną biografią dokumentującą życie „niespójnego” człowieka. Niemałe to osiągnięcie.

 

Justyna Sobolewska, Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej, 
Znak 

Prof. dr hab. Bernadetta Darska:

Justyna Sobolewska jest w tym przypadku nie tylko autorką książki o Jadwidze Stańczakowej. To również wnuczka portretowanej kobiety, co znacząco wikła autorkę w proces zaangażowania, meandrów pamięci i rodzinnych losów. Połączenie tego, co biograficzne, z tym, co autobiograficzne, mogłoby zrodzić wiele problemów natury koncepcyjnej i konstrukcyjnej, jednak autorka wychodzi z tej próby zwycięsko. Nie nadużywa własnej obecności w tekście. Przywoływanie siebie służy zwykle wzmocnieniu obecności Stańczakowej. Mierzenie się z własną pamięcią odsłania możliwe sposoby przetrwania. Wreszcie przypominanie siebie w roli wnuczki pozwala na ożywienie świata, którego już nie ma. 
Sobolewska znajduje pomysł na opowiadanie o Jadwidze Stańczakowej w taki sposób, by nie wypierać się bliskości, ale jednocześnie zachować badawczy i krytyczny dystans. Podczas lektury głos bohaterki książki wybrzmiewa bardzo mocno – za pomocą konkretnych utworów, poprzez zapamiętane przedmioty jako nośniki istotnych znaczeń, dzięki zapiskom, zyskującym dzisiaj wymiar ważnego dokumentu. Słyszymy jednak nie tylko donośny głos Stańczakowej. Równie mocno i znacząco obecny w tekście jest Miron Białoszewski. Sobolewskiej udaje się pokazać proces wybijania się Stańczakowej na niepodległość – bycia partnerką w tworzeniu, a nie tylko opiekunką spuścizny po poecie. Ten wątek wydaje się niezwykle istotny, zwłaszcza że doświadczenie utraty wzroku Sobolewska dobrze łączy z procesami zachodzącymi w pamięci i zapomnieniu. To, co zostaje zapamiętane jako szczególne, i to, co umyka trwałości pamięci, zaczyna na siebie odwoływać – także poprzez przedmioty, a więc coś wyjątkowo namacalnego. Prywatne miesza się tutaj z publicznym. 
Biografia intymna Stańczakowej jest jednocześnie częścią wielowątkowej opowieści o przemianach zachodzących w społeczeństwie i życiu literackim. Sobolewska dobrze oddaje dynamikę tej relacji.

Katarzyna Janowska:

Jadwiga Stańczakowa jest Żydówką uratowaną z getta, reporterką, która straciła wzrok, matką, żoną, babcią, przyjaciółką Mirona Białoszewskiego i emocjonalną spadkobierczynią żydowskich przodków. Odcisnęła się w pamięci wnuczki Justyny Sobolewskiej. Po trzudziestu latach od śmierci Jadwiga Stańczakowa upomina się o istnienie. Autorka odpowiada na to wezwanie. Piękna, intensywna, idąca pod prąd życia, które próbowało ją zmieść. Poprzez jej postać krytyczka dociera do zapomnianej części swojej rodziny. 
Ta biografia to także odkrywanie siebie i swoich korzeni przez autorkę. Na cmentarzu przy Okopowej odnajduje macewy z nazwiskiem Strancman. To jej przodkowie.
Biografka nie popada w sentymentalizm, wyciąga na światło dzienne rodzinne tajemnice. Opisuje szczerze i jednocześnie taktownie intymne życie ociemniałej Jadwigi. Ujawnia, jak trudno było jej zrozumieć i przebywać z osuwającą się w depresję Jadwigą. Ciemność pochłaniająca ukochaną babcię, przyjaciółkę młodzieńczych lat, jest dla autorki trudna do przeżycia na nowo. Justyna Sobolewska z czułością podejmuje wyzwanie, spłaca dług, pisze biografię bardzo osobistą, wychodzącą z jej pamięci i przeżyć. Pisze krótkimi zdaniami, nadaje opowieści rytmiczność.
Życie Jadwigi Stańczakowej otwiera się przed nami. Pojawia się kobieta wyrastająca poza ograniczenia czasu i ciała. A przede wszystkim powraca samoistna pisarka. Biografia wpisuje się w ważny dziś nurt herstorii. 

 

Monika Śliwińska, Książę. Biografia Tadeusza Boya-Żeleńskiego, 
Wydawnictwo Literackie

 

Prof. Zbigniew Kadłubek:

Od razu powiedzmy z radością: to jest klasyczne dzieło gatunku biografistyki, książka Moniki Śliwińskiej, napisana w stylu mistrzowskim, dojrzałym, głębokim, ze świadomością (właśnie od pierwszej kartki) dzieła o życiu wybitnego Człowieka, Autora, Umysłu, Tłumacza, Satyryka. 
Poznajemy Boy dowcipnisia i aktywistę społecznego, krytyka teatralnego i lekarza, tłumacza-szaleńca, menedżera własnego wydawnictwa. Zatrzymałem się przy wątku książki, który napomyka o Wyspiańskim – to ważne, gdyż z jednego biograficznego głosu powstaje cała rozgłośnia. A mnie, jako odbiorcy, odmienił ten fragment obraz całych okolic “Wesela”, stając się jakąś zupełnie nową możliwością interpretacyjną. 
Dobra biografia to taka, która przejęta poetyką pars pro toto, przekierowuje wrażliwość czytelnika na różne współistniejące pola, trzymając się tylko umownie jednego życiorysu, stanowiącego przecież zaledwie epizodyczny atom dziejów.

Ewa Niewiadomska:

W czasach wahliwych i niepewnych, których doświadczamy, pisanie książek jak biografia Boya-Żeleńskiego wydaje się jednym za najsensowniejszych zajęć. Oczekujemy portretu lekkiego jak twórczość pisarza o dźwięcznym nazwisku. Chcemy ucieszyć się ujęciem w ramy jednego ze „znaków rozpoznawczych” polskiej kultury. Zanurkować w środowisko, które bywało mentalnym schronieniem dla wielu współczesnych bohaterowi tej biografii. Mamy podskórną ochotę, aby aura kabaretów i przyjacielskich kręgów artystycznych zagarnęła nas i pozwoliła uwierzyć, że inteligencki czar ma moc. I że trwa. 
Sama jestem zdziwiona, że z takim właśnie „apetytem” sięgnęłam po książkę Moniki Śliwińskiej, która jest oczywiście czymś znacznie więcej niż kolorową, młodopolską karuzelą z postaciami literatury i sztuki. Przede wszystkim to wielowarstwowy portret człowieka, którego talenty współistniały w niepojętej do dziś kompilacji. Lekarz, upominający się o prawa kobiet i edukację seksualną. Tłumacz, który przekładał literaturę dla przyjemności. Autor tekstów, które do dziś iskrzą niebanalnym humorem. Współtwórca kabaretów, któremu nierzadko brakowało autoironii. W końcu ktoś, kogo bez lektury książki Moniki Śliwińskiej, nie opisalibyśmy raczej zdaniem „Skrzywił się na znak radości”. Drugim bohaterm książki jest przełom wieków. Do czego zmuszała ludzi historia? Paradoksalnie to przechodzenie przez jej zakręty daje czytelnikowi wyzwalające poczucie: że żadne czasy nie są aż tak wyjątkowe, jak nam się wydaje.

Udostępnij:


Wszystkie aktualności