Nie wiemy, co będzie, lecz spróbujmy spojrzeć na to, co jest. O komentarz do rozwijającej się epidemii i zmian, jakie wprowadza w naszą codzienność, poprosiliśmy dr Blankę Długi, pracownika socjalnego OPS w Rybniku.
- W związku z epidemią koronawirusa nasze życie w kilka chwil diametralnie się zmieniło.
- Odczuwamy brak bezpieczeństwa i pewności – a to są fundamenty dobrostanu psychicznego człowieka. Śledzimy rozwój wydarzeń, przyjmujemy nowe informacje, czekamy – sami nie wiedząc na co. Ile to potrwa? Czy będziemy zdrowi? Czy sklepy będą otwarte? Jak daleko pójdą wprowadzane ograniczenia? Intensywnie przeżywamy wiele trudnych emocji. Niepewność i lęk, jeśli utrzymują się długo, są niebezpieczne. Polecam przyjąć podejście zadaniowe. Koncentrujmy się na konkretnych sprawach do załatwienia, odpowiedzialnie dzielmy obowiązkami, wyznaczajmy zajęcia, stosujmy do zaleceń. Na pewno nie należy pobudzać emocji. Ograniczmy korzystanie z informacji medialnych. W rozmowach z bliskimi ustalmy, jaka jest ich sytuacja, czy potrzebują pomocy, okażmy wsparcie – życzliwie i z empatią, lecz bez zbędnego dramatyzowania.
- Epidemia zatrzymała nas w domach. Jeszcze niedawno żyliśmy szybko, kontakt z domownikami zajmował kilka godzin dziennie. Teraz jesteśmy ze sobą prawie cały czas. Jak żyć, żeby przetrwać w tych warunkach?
- To poważne wyzwanie. Z jednej strony szansa, żeby przyjrzeć się sobie, pobyć razem, lepiej się poznać. Choć pod przymusem, to nagle zyskaliśmy więcej czasu. Trzeba włożyć trochę wysiłku: zaplanować dzień, podzielić przestrzeń i obowiązki, znaleźć sobie i dzieciom zajęcie – to są bardzo indywidualne sprawy każdej rodziny, wcale nie takie proste. Nie jesteśmy w normalnej sytuacji, więc starajmy się wypracować jakąś strategię normalności. Bez tego zapanuje chaos, emocje wezmą górę i może dojść do pogorszenia relacji. Nasz dom nabiera szczególnego znaczenia. Jest żłobkiem, szkołą, szpitalem, magazynem, miejscem modlitwy, zabawy, zakładem pracy. Przestrzenią wspólnoty i zarazem odosobnienia. Kiedy rozmawiamy, sytuacja jest jeszcze nowa, jesteśmy zmobilizowani stresem – lecz wszystko wskazuje, że epidemia potrwa dłużej. Musimy oszczędzać siły.
- Szkoły prowadzą edukację zdalną. Rodzice muszą się zaangażować w nauczanie swoich pociech.
- Myślę, że obecnie rodzice bardziej niż kiedykolwiek doceniają zawód nauczyciela. Nauczanie zdalne i różne formy e-learningu są znane i sprawdzone w edukacji studentów. Obecnie szkoły nie mają wyjścia, muszą jednocześnie wdrażać i testować ten sposób nauczania. Rodzice stają się odpowiedzialni za dopilnowanie dzieci, często sami przejmują rolę nauczyciela – dziecku trzeba coś pokazać, wytłumaczyć, opowiedzieć. Może to doświadczenie pozwoli zachować pewne elementy zdalnego nauczania na stałe? W ten sposób umożliwi się nieobecnym bądź słabszym uczniom dostęp do części zajęć szkolnych on-line – tak, by mogli wrócić do danej lekcji i powtórzyć materiał.
- Urzędy również ograniczyły dostępność.
- Powiedziałabym, że mamy przymusowy postęp – tak po stronie petentów, jak urzędów i instytucji. Okazuje się, że wiele spraw możemy załatwić zdalnie. Udzielajmy pomocy osobom, które nie korzystają z nowoczesnych technologii. Oczywiście są sytuacje, kiedy trzeba stawić się osobiście, np. na rozprawach sądowych. Wtedy nie mamy wpływu na przyspieszenie biegu rzeczy, i to też uczymy się akceptować. Osobną kwestią jest służba zdrowia, aktualnie w stanie dużej mobilizacji. Wiele sił i środków idzie na walkę z epidemią. Nie przestaniemy jednak mieć innych chorób... W tym obszarze na pewno czeka nas wiele wyzwań.
- Przed nami także test z solidarności społecznej.
- To temat poważnej refleksji i sprawdzian, gdzie jako społeczeństwo jesteśmy. Uczmy się dostrzegać, kto potrzebuje pomocy. Oferujmy wsparcie, bo czasem komuś może być trudno o nie poprosić. Pamiętajmy o potrzebach seniorów i osób z niepełnosprawnościami. Przyjdzie też bolesny moment dzielenia wspólnych środków finansowych. Obecnie nie wszyscy mogą pracować i zarabiać, a za coś muszą utrzymać rodziny.
- Epidemie zawsze budziły zbiorowy lęk. Zagrożenie jest poważne, lecz go nie widać, a źródłem choroby jest drugi człowiek.
- Dziś pytanie o to, jak spędziłeś weekend, nie jest częścią towarzyskiej konwersacji, lecz sondowaniem, czy ten drugi aby mi nie zagraża. W relacjach międzyludzkich wyszliśmy ze schematów i strefy komfortu. Nie podajemy ręki, zachowujemy zalecaną odległość, stosujemy środki ochrony. To teraz uzasadnione i racjonalne zachowania, lecz nietypowe dla naszych kodów kulturowych, więc możemy się z tym czuć nieco dziwnie. Paradoksalnie, wiele razy – i słusznie zresztą – utyskiwaliśmy na przenoszenie relacji i kontaktów do mediów społecznościowych. Dziś to jedyna dostępna przestrzeń zbiorowych interakcji. Młodsi się w tym łatwo odnaleźli. Pomimo wszystkich trudności coś jednak możemy zyskać: refleksję, uważność, więcej pokory. Zobaczmy, jak wyglądają nasze ulice: spokojniej, bez korków i zgiełku, widzimy przestrzeń wokół drogi. Kiedy się zmieniamy, zmienia się też otaczający nas świat.
Rozmawiała Małgorzata Tytko
(rozmowa ukazała się w „Gazecie Rybnickiej” nr 3/584, marzec 2020)